top of page
Szukaj

Dopóki nie zawyje syrena!

  • Zdjęcie autora: Anita Banaś
    Anita Banaś
  • 18 lip 2017
  • 4 minut(y) czytania

Łukasz Błaszczak Starszy Kapitan Jednostki Straży Pożarnej przy Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Cieszynie. Dojrzała spowiedź czterdziestolatka z 15-letnim stażem pracy. Nie ma w sobie nic z Batmana, łączy ich jedynie kolor stroju, w którym ratuje świat.

Jak zaczęła się Pana przygoda ze strażą pożarną ?

Myśl o zostaniu strażakiem narodziła się dopiero w szkole średniej, wtedy najbardziej chciałem zostać strażakiem i poszedłem do szkoły strażackiej, konkretnie do Szkoły Oficerskiej w Warszawie.

Szkoła Oficerska w Warszawie jest najlepszą szkołą kształtowania strażaków, czy ciężko było się tam dostać?

Startowałem tam trzy razy, więc cel sobie wyznaczyłem i go w końcu osiągnąłem.

Pamięta Pan swoją pierwszą akcję, w której Pan uczestniczył i czy mógłby Pan nam opowiedzieć o niej?

Moja pierwsza akcja to była jeszcze w trakcie trwania szkoły i dotyczyła pożaru w kuchni, a konkretnie przypalonej strawy w garnku. Wchodziliśmy wtedy przez okno, to było na parterze w bloku w Warszawie. Na szczęście skończyło się tylko na strachu, trochę dymu i nic groźnego.

Co przychodzi Panu na myśl, gdy słyszy Pan dźwięk syreny i jakie są Pana pierwsze odruchy?

O, to ciekawe pytanie. W każdym strażaku jest taka ciekawość i gotowość. Ja mieszkam na wsi i tam OSP działa okrężnie, więc za każdym razem, gdy syrena się włącza, to chciałbym się zaangażować, pomóc. Ta chęć zaangażowania się wynika z tego, iż na co dzień mam styczność z takimi sytuacjami i świadomość, że znam się na ratownictwie, więc chcę się udzielać i pomagać.

W sumie przychodzi taki odruch nabyty.

Myślę, że tak, czy to w pracy czy w domu, z resztą większość strażaków wykonuje ten zawód z zaangażowaniem, z zamiłowania. Jest więc łatwiej, gdy ludzie lubią coś robić i później muszą to wykonywać zawodowo.

Zdarzyła się Panu niebezpieczna akcja, która nie zakończyła się sukcesem?

Nie zdarzyła mi się akcja, w której osobą mocno poszkodowaną był strażak. Jednakże, ja akcje nie zakończone sukcesem nazywam jeśli ktoś ginie, mam na myśli jakaś osoba poszkodowana, głównie w wypadkach. Na pewno wtedy jest jakiś niedosyt i trochę zawód, ale to jest wpisane w nasz zawód, niestety. Takie ryzyko.

Jak radzi sobie Pan ze strachem w niebezpiecznych sytuacjach?

Ja myślę, że ze strachem, jak wszyscy strażacy, radzę sobie w ten sam sposób. Kiedy wyjeżdżamy, to bardzo skacze adrenalina i ona nam w tym pomaga. Jak u każdego człowieka, adrenalina wyłącza to zdrowe myślenie i my działamy, a jak emocje opadną, akcja się kończy, to jeśli się człowiek zastanowi co naprawdę wykonał, no to myślę, że na spokojnie by tego nie zrobił albo by się obawiał, zastanawiał.

Co było dla Pana największym wyzwaniem?

Praca jest nieprzewidywalna i nigdy się nie wie, co tak naprawdę będzie się wykonywać. Można sobie planować, można zakładać, ale życie toczy się swoim torem i to ono nam dyktuje, tak? Więc to jest jakieś wyzwanie, że taka nieprzewidywalność, brak stabilizacji i nigdy nie wiadomo jakie czynności, jakie zdarzenia trzeba będzie wykonywać, obsługiwać.

W tej mentalności strażaka, bo jest to jednak niebezpieczny zawód, zdarza się zadawać pytanie: życie moje czy życie innego człowieka?

Ja myślę, że można o tym myśleć tylko na spokojnie. Jeśli jest się na akcji, nie myśli się, nie ma się czasu na takie rozważania. Każdy w głowie ma, że to jest nasza praca, my musimy to robić. Oczywiście jest taka granica, że jeżeli jest tak wysokie niebezpieczeństwo, to gdzieś ta czerwona lampka się zaświeca i jednak stop, bo własne życie jest najważniejsze. Jednak w świadomości mamy to, że za to też się nam w jakiś sposób płaci i tego się od nas oczekuje. Dlatego też nie ma tu problemu, że ktoś się zastanawia, działać czy nie działać, że coś nam się uda czy jednak nie. Wszystko rozwiąże się samo.

A jak wygląda taki dzień w pracy strażaka?

Strażacy przychodząc pełnią służbę 24 godzinną, nie mniej ani nie więcej. Zawsze musi być taka sama liczba strażaków jest to z góry narzucone wynika to z różnych analiz wielkości powiatu.

W tym konkretnym przypadku jednostki jest na stanie 7 strażaków. Takie jednostki w powiecie są jeszcze 3 w Skoczowie i Ustroniu. Są trzy zmiany pierwsza, druga, trzecia i tak się one nazywają. Każda zmiana pracuje 24 godziny, po których występują 2 dni wolnego. Co trzy dni ten cykl się powtarza nie zależny od dni wolnych lub świąt. Zawsze musi być ta sama liczba strażaków na zmianie. Oczywiście jest ich więcej ponieważ występuje potrzeba brania urlopów czy chorobowego lub inne nagłe okoliczności. Jest 11 strażaków z czego wybieranych jest 7 na dany dzień.

Każdy strażak przychodzi na służbę na godzinie 7: 30. O tej godzinie następują zmiany w służbie gdzie w szeregu stają dwie zmiany: zdająca- kończąca służbę i przyjmująca czyli zaczynająca. Wówczas wszyscy wymieniają się swoimi spostrzeżeniami, uwagami, przekazują co działo się na danej służbie, oraz co jest zepsute. Od tego momentu jest uroczysta zmiana, jest odczytywany rozkaz dzienny gdzie każdy dowiaduje się na którym samochodzie siedzi, jakie odbędą się ćwiczenia i inne czynności. Od momentu uroczyście rozpoczętej zmiany, są załączane dzwonki alarmowe sygnalizujące koniec i początek zmiany. Na początku jest sprawdzany cały sprzęt czy jest on kompletny. W czasie zmiany są organizowane ćwiczenia, szkolenia, są przeprowadzane naprawy oraz konserwacje sprzętu. Zawsze w gotowości oczekują na dźwięk wyjącej syreny.

Budynek jest przystosowany do całodobowej pracy: są tam m.in. sypialki, kuchnia, jadalnia, siłownia.

Czy gdyby Pan mógł wybrać swój zawód jeszcze raz, czy zostałby Pan strażakiem, czy jednak wybrałby Pan inny zawód?

Nie, na pewno wybrałbym strażaka. Jest to praca, która daje dużo satysfakcji i zadowolenia, bo mimo wszystko strażacy jadą tam, gdzie komuś dzieje się jakaś krzywda, mniejsza czy większa albo ktoś potrzebuje jakiejś pomocy. My z reguły dajemy tę pomoc, pomagamy, chociaż nie zawsze. Zdarzały się też akcje, gdzie byliśmy obrażani w dziwnych słowach, bo ktoś chciał jednak czegoś innego, a my nie mogliśmy mu tego dać, zrealizować, wykonać jakiejś czynności, czegoś oczekiwał od nas, ale niestety bywało różnie. To są odosobnione przypadki. Z reguły spotykamy się z wdzięcznością i z podziękowaniem ludzi, że jednak mimo wszystko pomogliśmy, w tych trudnych, traumatycznych sytuacjach, w jakich się znaleźli. To jest miłe, tak? I daje to dużo motywacji do pracy w połączeniu z tą nieprzewidywalnością. Do tego wachlarz naszych działań jest tak szeroki, że myślę, że wyobraźnia ludzka nie ogarnęłaby tego, do jakich dziwnych zgłoszeń zdarza nam się jeździć - łącznie z tym, że szukałem kiedyś krokodyla w Wiśle. Nie mówiąc już o zwierzętach różnego rodzaju, które skądś ściągaliśmy, wyciągaliśmy, czy to żywe, czy martwe, nawet czasem trzeba je uśpić, bo nie ma innej możliwości. Jest naprawdę bardzo szerokie spectrum tych obowiązków, coraz więcej się od nas wymaga, coraz więcej musimy się szkolić.

Wywiad przeprowadziła Anita Banaś


 
 
 

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Zawód nie tak bezpieczny

Siedemnasty lipca 1970 roku obudził mieszkańców Cieszyna słońcem, jak od ostatniego miesiąca. Po raz kolejny cieszynianie patrzyli z...

 
 
 

Comments


Who's Behind The Blog
Recommanded Reading
Search By Tags
Follow "THIS JUST IN"
  • Facebook Basic Black
  • Twitter Basic Black
  • Black Google+ Icon

Also Featured In

    Like what you read? Donate now and help me provide fresh news and analysis for my readers   

Wpłać darowiznę przez PayPal

© 2023 by "This Just In". Proudly created with Wix.com

bottom of page